7 września 2012

Rozdział VII: Kapitańska opaska

1
„Witam w Liverpool FC. Nie mogę doczekać się spotkania z tobą i wspólnych treningów. Powodzenia, mam nadzieję, że razem osiągniemy sukces.” Steven Gerrard.
Dopiero co wylądowałem w bazie lotniczej Torrejón de Ardoz, niedaleko po Madrytu, po swoim pierwszym szalonym dniu w Liverpoolu. Włączyłem telefon, pełny nieprzeczytanych wiadomości oraz nagrań na poczcie głosowej, których jeszcze nie odsłuchałem. Gdy czytałem tak odebrane sms-y, dotarły dwa kolejne. 
Pierwszy od Stevena Gerrarda. Nadawcą następnego był Jamie Carragher. Oba w języku angielskim. Próbowałem je odczytać, jednak ostatecznie komórka trafiła do Jorge Lery, bez którego nie dałbym sobie rady podczas pierwszych dni w Anglii. Przetłumaczył je dla mnie. Zaledwie pięć godzin temu stałem się piłkarzem Liverpoolu, a dwaj kapitanowie zdążyli już wysłać mi nieoczekiwane powitanie. Odwróciłem się do pozostałych osób siedzących w samochodzie i powiedziałem: „To miłe z ich strony”. To fantastyczny gest, pomyślałem.
Ja również byłem kapitanem. Podczas dwóch ostatnich lat w Atlético przewodziłem w szatni. Wcześniej dzieliłem tę rolę z Carlosem Aguilerą, jednym z najważniejszych piłkarzy w historii klubu. Tylko trzech zawodników rozegrało dla Atlético więcej spotkań: Adelardo Rodríguez, Thomás Reñones i Enrique Collar. Prawdę mówiąc, ta wielka odpowiedzialność nie powinna spocząć na moich barkach w tak młodym wieku. 
Bycie kapitanem nie oznacza tylko noszenia opaski. Musisz być przykładem dla innych, a do tego konieczne jest doświadczenie.
2
Aguilera radził sobie, ja natomiast nie zdążyłem nabrać właśnie doświadczenia. Wówczas trwała intensywna rotacja wewnątrz zespołu i podczas mojego drugiego roku w nim, stałem się jednym z najdłużej grających w Atlético piłkarzy. Początkowo obserwowałem sposób, w jaki drużynę prowadzili Carlos Aguilera i Santi Denia, jednak występowaliśmy razem przez zaledwie dwa sezony. Czas na naukę był bardzo krótki. Niewystarczający.
Byli inni wspaniali piłkarze, bardziej doświadczeni niż ja. Jak można było oczekiwać ode mnie dyrygowania takimi gwiazdami jak Demetrio Albertini, Diego ‘Cholo’ Simeone, Demis Nikolaidis, Sergi Barjuan czy Leo Franco? Miałem szczęście, ponieważ nigdy nie przestali pomagać mi, gdy próbowałem być dobrym kapitanem. Doszło do tego, iż lepiej dogadywałem się z weteranami niż zawodnikami w moim wieku. Szukając rady, zawsze mogłem zwrócić się do tej grupy. Wciąż tęsknię za ich towarzystwem, nawet dziś. Aguilera to gracz, od którego nauczyłem się najwięcej. W miarę upływu czasu, coraz bardziej zdaję sobie sprawę, jak istotne jest respektowanie przez innych twojej pozycji. Z powodu sytuacji w składzie Atlético, awansowałem zbyt szybko i za wcześnie objąłem swoją funkcję.
3
W Hiszpanii, kapitan musi być na pierwszym miejscu, począwszy od zarobków, na formie drużyny skończywszy. Codziennie dzieje się coś, w czym trzeba brać udział. W Anglii wygląda to inaczej, wszystko jest lepiej zorganizowane, panuje porządek. Każdy klub ma osobę pełniącą funkcję łącznika, która opiekuje się zawodnikami i pozwala im na skupianie się wyłącznie na jednym: grze. Zauważyłem to zaraz po przybyciu do Liverpoolu. Struktura zbudowana wokół piłkarzy zaskoczyła mnie. Klub zajmuje się detalami, a kapitanowie starają się przejąć całą ciążącą na tobie presję, opiekują się tobą, sprawiają, że czujesz się jak w domu. Chcą ci pomóc i być przykładem. Dostrzegłem to na treningach: Gerrard i Carragher zawsze jako pierwsi zaczynają wykonywanie kolejnych ćwiczeń i swoim podejściem stanowią model do naśladowania. Ich entuzjazm jest zaraźliwy, podejście przynosi siłę i poświęcenie dla wszystkiego, co robimy… jeśli oni dają z siebie wszystko, nie masz wyboru – musisz robić to samo. Razem biorą odpowiedzialność za prowadzenie drużyny. Wychodzi im to znakomicie i wzajemnie się uzupełniają. Pomimo, iż są bezdyskusyjnymi liderami, nikt nie jest zazdrosny.
Gdy przybyłem do Liverpoolu, opowiedziano mi, jak Gerrard został kapitanem. Stało się to, gdy Rafa Benítez objął stanowisko menedżera. Wówczas wszyscy podążali za noszącym opaskę Sammim Hyypią, jednak Rafa spytał piłkarzy, z Samim włącznie, kto ich zdaniem powinien zostać liderem. Uznano, że to właściwy czas dla Gerrarda. Nie miał znaczenia fakt, iż nie był on najdłużej grającym w klubie zawodnikiem. Wyróżniał się za to umiejętnościami przywódczymi, a reszta drużyny czerpała z jego gry inspirację. Nie zawsze wszystko kręci się wokół występów w danym klubie od wielu lat. Liczy się, czy kapitan jest obdarzony umiejętnością dowodzenia zespołem oraz wsparciem pozostałych.
To dobry moment, by powiedzieć coś o Hyypii – bez wątpienia najlepszym kolegą, z jakim kiedykolwiek grałem. Dziesięć na dziesięć jako dla piłkarza i człowieka. Każdy go uwielbia. Nigdy nie narzeka, nie dąsa się, nigdy nie usłyszysz od niego słowa nie na miejscu. Naprawdę go podziwiam. Podczas sesji treningowych, gdy wykonujemy ćwiczymy dośrodkowania i wykańczanie akcji, 90 procent jego strzałów ląduje w siatce. Zacząłem nazywać go Matador. Teraz on woła tak na mnie. Powiedziałem mu, że swój ostatni sezon powinien rozegrać w ataku, ponieważ nigdy nie pudłuje. On tylko spojrzał i odpowiedział: „Nie, to ty jesteś Matadorem”.
Jamie 'Carra' to piłkarski szaleniec. Zawsze myśli o grze oraz o tym, jak może się poprawić, przypominając mi tym 'Cholo' Simeone. Jestem pewien, że któregoś dnia stanie się menedżerem Liverpoolu. Interesuje się także innymi ligami, również La Liga. Zawsze pyta mnie o sprawy związane z hiszpańskim futbolem. Gdy ma wolną chwilę, ogląda mecze piłki nożnej, każdego dnia. Na boisku jest silną osobowością, jak Benítez, nigdy nie pozwala na chwilę relaksu, zawsze wymaga od ciebie więcej. Łatwo nawiązuje kontakty i zdobywa sympatię zawodników. Traktuje cię tak, jak na to zasłużysz dzięki swojemu poświęceniu i zachowaniu. Jak obchodzi się ze mną? Myślę, że mnie lubi.
Podziwiam Stevena Gerrarda, ponieważ jestem świadomy z jak wielką presją musi zmagać się każdego dnia. Wszyscy nieustannie o nim mówią – w szatni, w pubach, na stadionie. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno jest sprawić, by wszyscy byli zadowoleni. Ciążąca na nim presja jest na zupełnie innym poziomie niż ta, z którą ja żyłem. Liverpool to nieporównywalnie większy klub.
Będąc kapitanem, zdajesz sobie sprawę, że mówią o tobie wszyscy. Czujesz to, zwłaszcza gdy sprawy nie układają się zgodnie z planem. Wszystko z czym Gerrard musi mierzyć się każdego dnia oraz oczekiwania wobec niego sprawiają, że presja staje się jeszcze większa. Jest nieustannie pod lupą, a ludzie chcą, by był liderem, by sam ciągną za sobą zespół. To przykład dla każdego, kto kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji. Niesamowite, jak wiele dzieje się wokół niego każdego dnia.
Bardzo chciałbym zostać pewnego dnia kapitanem, ponieważ myślę, że mam najlepszy możliwy wzór w postaci Stevena Gerrarda. W Liverpoolu jest on niezastąpiony. Każdy klub ma utalentowanego wychowanka, związanego z nim przez całe życie. Ludzie przychodzą i odchodzą, a on trwa zawsze. On i dziesięciu innych. Dla swojej drużyny jest wszystkim. W Liverpoolu to właśnie Steven Gerrard. Nie mógłbym wyobrazić sobie naszego zespołu bez niego. 
4
Również jako piłkarz posiada wszystkie konieczne cechy: osobowość, konsekwencję, rangę, kontrolę, moc, siłę, agresję, nigdy nie pudłuje… może grać w każdym miejscu i na wszystkie sposoby. Niezależnie od tego, gdzie się znajdzie, zawsze stara się pokazać z jak najlepszej strony. Zdobywa bramki, ciężko pracuje, jest szybki, niestrudzony. Urodził się liderem i najbardziej wytrwałym na świecie piłkarzem. Jedynymi trofeami, jakich nie może wpisać w swoim CV są tytuł mistrza Anglii oraz międzynarodowa nagroda jak Złota Piłka czy nagroda dla najlepszego zawodnika według FIFA. Jestem przekonany, że pewnego dnia, którąś z nich zdobędzie. Bez wątpienia na nie zasługuje. Każdy trener chciałby mieć go w swoim zespole. Trudno jest ocenić, jak dobry to piłkarz, ponieważ wciąż gra, jednak pewnego dnia okrzyknie się go jednym z najwspanialszych piłkarzy w historii klubu. Nie zapominajmy też, że jest Liverpoolczykiem w każdym calu, lokalnym graczem, który nigdy nie wybija się przed szereg. 
Ten fakt sprawia, że wywiera on na mnie jeszcze większe wrażenie. Dla każdego Scousera gra w pierwszej drużynie jest ekstremalnie trudna. Dzieciaki z młodzieżowych drużyn prosto z rezerw trafiają do Premier League, nie mając wcześniej możliwości występów w Championship, League One czy League Two. Nie ma punktu pośredniego. Myślę, że powinni mieć możliwość rywalizowania na niższym poziomie, nie tylko w Lidze Rezerw, ponieważ skok jest zbyt duży, gdy dochodzi do gry dla pierwszego zespołu.
Młodzi gracze przyglądają się piłkarzom z pierwszej drużyny i uczą się od nich, poznają wartości klubu i zawodników, którzy przez lata go reprezentowali. Może właśnie dlatego Steven i Carra nie powiedzieli mi jeszcze, co naprawdę oznacza Liverpool. Widzę to w ich grze.
Steven, by być liderem, nie musi krzyczeć na boisku. Poprzez swój sposób gry, jest przykładem. Bez wątpienia to najlepszy piłkarz z jakim kiedykolwiek występowałem. Ma wszystko. Nasi kapitanowie są symbolami klubu: wspierali go jako dzieci, w pocie czoła przedzierali się przez kolejne etapy gry w Akademii, walczyli, radzili sobie z presją grając dla Rezerw, dotarli do pierwszej drużyny i założyli kapitańskie opaski (w książce pojawił się błąd: jako dziecko Jamie Carragher był kibicem Evertonu – przyp. tł.). Staram się zaabsorbować wszystko z klubu i miasta, aby zrozumieć gdzie naprawdę jestem. Oni mi w tym pomogli. Jeśli miałbym wymienić jedną rzecz, za którą podziwiam Carraghera i Gerrarda, byłoby to kluczowe dla ich podejścia do gry poświęcenie.
Bardzo pragnąłbym być piłkarzem jednego klubu. Tak jak Gerrard, który chce zakończyć karierę w Liverpoolu, gdzie ją rozpoczął. Jak Raúl, Carles Puyol, Paolo Maldini i Francesco Totti – ludzie, którzy dali swoim drużynom wszystko, co mieli do zaoferowania. Nie zdają sobie spawy, jak bardzo są szczęśliwi mogąc świętować z nimi sukces. Zdobywają trofea, kierują swoimi zespołami… W Atlético mój progres się zatrzymał i tylko ten czynnik uniemożliwił mi spełnienie mojego marzenia. Wiedziałem, do jakiego klubu chcę odejść, a wybór okazał się właściwy. Szczęśliwie dla mnie, fani Atlético, którzy nie rozumieli wówczas mojej decyzji, teraz już wiedzą, dlaczego ją podjąłem. Efekt jest widoczny: rok po odejściu i jednym sezonie w Anglii, mój profil zmienił się diametralnie. Rok po przybyciu, w moim telefonie wciąż zapisane są dwie wiadomości, które odebrałem podczas swojego pierwszego dnia w Liverpoolu. Najcieplejsze przywitanie od Stevena i Carry.